Hejo :).
Ostatnio znów byłam z moją psiapsiółą w Mac'u. W uczelni kończyłyśmy zajęcia o 16:10, a na 19:00 byłyśmy umówione z radiowcami z radia uczelnianego żeby zrobić im zdjęcia do plakatu. Nie opłacało nam się wracać do domu, więc poszłyśmy sobie zjeść ;). Tym razem Lunisko podjadało hamburgery :P.
Ostatnio się trochę u mnie działo... Zepsuło mi się auto, więc do uczelni musiałam jechać autobusem. Sytuacja miała miejsce we środę (07.03.2018 r.). Jakaś kobieta z dzieckiem w spacerówce chciała wysiąść, akurat ją przepuszczałam kiedy autobus gwałtownie zahamował. Okazało się, że jakiś samochód zajechał autobusowi drogę na światłach na skrzyżowaniu. Wszyscy na siebie powpadali, jednej kobiecie wózek na zakupy się połamał, ta z dzieckiem w spacerówce prawie się przewróciła, dziecku na szczęście nic się nie stało. Kierowca zatrzymał autobus, wysiadł z kabiny i poszedł zobaczyć czy wszystko w porządku... Oczywiście byli i tacy, którzy mieli wąty do kierowcy, a przecież to nie była jego wina... Gdyby nie zahamował, to uderzyłby w auto. Natomiast wczoraj (08.03.2018 r.) miała miejsce inna nieprzyjemna sytuacja... Mamy w domu piec na gaz drzewny. Do jego zasilenia potrzebny jest prąd. Gdy nie ma prądu, trzeba gasić w piecu, bo może wywalić wodę w rurach, a także może dojść do wybuchu pieca. Wczoraj, będąc w uczelni, dzwoni do mnie Harry, że jest w trakcie wygaszania w piecu, bo prądu nie ma i zdążyło już wodę wywalić z rur... Mówię, żeby do mamy dzwonił (mama była w pracy). Później napisałam do niego SMS-a, czy wszystko w porządku. Powiedział, że tak. W piecu wygaszone i stygnie. Myślę sobie, że super, że się udało i nic więcej się raczej złego nie stało... Ale po chwili znów dostaje telefon i Harry mówi do mnie, że w budynku na przeciwko jest prąd i nie słychać agregatu (mieszkamy na przeciwko dostawcy internetu, który musi mieć stały dostęp do prądu, więc jak go (prądu) nie ma to włącza się tam agregat, który jest dość głośny). Zadzwonił też do swojego brata, żeby zapytać, czy u niego jest prąd. No jest. Więc coś tu nie gra, żeby tylko u nas prądu nie było... Korki w domu wszystkie powłączane, a prądu nie ma... Ale Harry postanowił zobaczyć główny włącznik, który jest w skrzynce na dworze. Okazało się, że jest wyłączony. Ktoś tam musiał grzebać i wyłączył nam prąd. Może będzie widać na monitoringu od dostawcy, kto to zrobił, bo raczej główny wyłącznik sam by się nie wyłączył. Mam nadzieję tylko, że piec się przez to nie zepsuł, bo taka możliwość też może być.
Ostatnio znów byłam z moją psiapsiółą w Mac'u. W uczelni kończyłyśmy zajęcia o 16:10, a na 19:00 byłyśmy umówione z radiowcami z radia uczelnianego żeby zrobić im zdjęcia do plakatu. Nie opłacało nam się wracać do domu, więc poszłyśmy sobie zjeść ;). Tym razem Lunisko podjadało hamburgery :P.
Ostatnio się trochę u mnie działo... Zepsuło mi się auto, więc do uczelni musiałam jechać autobusem. Sytuacja miała miejsce we środę (07.03.2018 r.). Jakaś kobieta z dzieckiem w spacerówce chciała wysiąść, akurat ją przepuszczałam kiedy autobus gwałtownie zahamował. Okazało się, że jakiś samochód zajechał autobusowi drogę na światłach na skrzyżowaniu. Wszyscy na siebie powpadali, jednej kobiecie wózek na zakupy się połamał, ta z dzieckiem w spacerówce prawie się przewróciła, dziecku na szczęście nic się nie stało. Kierowca zatrzymał autobus, wysiadł z kabiny i poszedł zobaczyć czy wszystko w porządku... Oczywiście byli i tacy, którzy mieli wąty do kierowcy, a przecież to nie była jego wina... Gdyby nie zahamował, to uderzyłby w auto. Natomiast wczoraj (08.03.2018 r.) miała miejsce inna nieprzyjemna sytuacja... Mamy w domu piec na gaz drzewny. Do jego zasilenia potrzebny jest prąd. Gdy nie ma prądu, trzeba gasić w piecu, bo może wywalić wodę w rurach, a także może dojść do wybuchu pieca. Wczoraj, będąc w uczelni, dzwoni do mnie Harry, że jest w trakcie wygaszania w piecu, bo prądu nie ma i zdążyło już wodę wywalić z rur... Mówię, żeby do mamy dzwonił (mama była w pracy). Później napisałam do niego SMS-a, czy wszystko w porządku. Powiedział, że tak. W piecu wygaszone i stygnie. Myślę sobie, że super, że się udało i nic więcej się raczej złego nie stało... Ale po chwili znów dostaje telefon i Harry mówi do mnie, że w budynku na przeciwko jest prąd i nie słychać agregatu (mieszkamy na przeciwko dostawcy internetu, który musi mieć stały dostęp do prądu, więc jak go (prądu) nie ma to włącza się tam agregat, który jest dość głośny). Zadzwonił też do swojego brata, żeby zapytać, czy u niego jest prąd. No jest. Więc coś tu nie gra, żeby tylko u nas prądu nie było... Korki w domu wszystkie powłączane, a prądu nie ma... Ale Harry postanowił zobaczyć główny włącznik, który jest w skrzynce na dworze. Okazało się, że jest wyłączony. Ktoś tam musiał grzebać i wyłączył nam prąd. Może będzie widać na monitoringu od dostawcy, kto to zrobił, bo raczej główny wyłącznik sam by się nie wyłączył. Mam nadzieję tylko, że piec się przez to nie zepsuł, bo taka możliwość też może być.
Ale Wam ktoś "psikusa" zrobił brzydkiego. Dobrze, że nic się nie stało i mam nadzieję, że piec będzie dobrze działał.
OdpowiedzUsuńLuna jak zwykle zachwycająca :) Panna może się objadać czym chce z taką figurą :D
Też mam taką nadzieję ;).
UsuńHaha, racja. Tej to nic nie grozi ^^.
niefajna sytuacja - czekam
OdpowiedzUsuńna rozwiązanie zagadki...
No nie fajna... A jestem przekonana, że musiała w tym maczać palce osoba trzecia, ponieważ drzwiczki od skrzynki były wcześniej uchylone, a same nie są w stanie się otworzyć. Poza tym, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wywaliło u nas główny wyłącznik. Zawsze jak jest skok napięcia, to wywala korki w domu, a główny jest na dworze... Ciekawe czy to się rozwiąże... Zobaczymy.
Usuń