sobota, 31 marca 2018

Dzień Metala, Wielkanoc, konkurs i mnóstwo zdjęć!

Hejo :P.
W końcu mam czas żeby dodać wpis :D. Ostatnio brałam udział w konkursie fotograficznym organizowanym przez Miejski Dom Kultury w mojej miejscowości i zajęłam trzecie miejsce :D. 4 kwietnia o 17:30 obędzie się wystawa pokonkursowa. Za to 29 marca był Dzień Metalowca ;).
Jutro (01.04.2018 r.), jak już pewnie wszyscy wiedzą, będziemy obchodzić Wielkanoc. Zabawne, że w tym roku Wielkanoc wypada w Prima Aprilis. Jak powiedziała moja koleżanka – "będą jaja" :P. 
Święta będę spędzała u babci i dziadka – czyli jak co roku, co bardzo mnie cieszy! :).
Udało mi się zrobić Lunie kilka zdjęć w uczelni ;).





Oczywiście nie mogło się obejść bez zdjęć z pracy :P. Znów nadarzyła się okazja, którą trzeba było wykorzystać :D. To stało się już chyba obowiązkiem.



















Z tych zdjęć jestem zadowolona. Mam jeszcze inne, które pokażę w kolejnym wpisie :).
Pozdrawiam!

sobota, 17 marca 2018

Koleja sesja w pracy.

Hejo :).
We wtorki zajęcia w uczelni zaczynam o godzinie 8:00, później mam okienko, które trwa półtorej godziny + przerwy, czyli razem godzina pięćdziesiąt wolnego czasu, a następne zajęcia zaczynają się o 11:20. W ostatni wtorek (13.03.2018 r.) nie mieliśmy dwóch zajęć po okienku, ale ostatnie były normalnie. Tak więc od 9:40 do 14:40 miałam wolne. Postanowiłam, że wpadnę do pracy mamy. Nie byłabym sobą, gdybym nie porobiła Lunie jakichś zdjęć ;).
Tutaj Luna zażyczyła sobie sesję na piance do pakowania. Stwierdziła, że to niekonwencjonalny pomysł na zdjęcia, a ona lubi takie rzeczy.


Myślę, że Luna nie zmieniłaby pozy do zdjęć, gdyby nie to, że chciała nauczyć się latać i zeskoczyła z wielkiej rolki pianki prosto na podłogę. Gdy pozbierałam ją z ziemi i z powrotem posadziłam na rolce, zapytałam co jej strzeliło do głowy. Odpowiedziała mi tylko, że jej marzeniem było wzbicie się w przestworza. Kiedy leciała było całkiem przyjemnie, gorzej jednak z lądowaniem, które okazało się... Twarde! No kto by się spodziewał? Szczęście, że nic jej się nie stało. Chyba nie wybaczyłabym sobie, gdyby biednej Lunie pękła głowa...



Po "piankowej sesji" przeniosłyśmy się na drewnianą drabinkę. Przecież Lunisko nie usiedzi spokojnie w jednym miejscu.



W końcu wyszłyśmy na dwór. Trzeba było się przewietrzyć. Wiatr we włosach Luny widać gołym okiem.




Taka modelka to skarb. Głównie dlatego, że nie narzeka i zawsze jest chętna do pozowania ;).
A tu jeszcze tak z innej beczki. Niedaleko mojej uczelni można spotkać dość ciekawy widok. Buty zarzucone na kabel. Dobry motyw do zrobienia zdjęcia :).


Pozdrawiam i do następnego wpisu! ;).

piątek, 9 marca 2018

McDonald's, autobus i piec.

Hejo :).
Ostatnio znów byłam z moją psiapsiółą w Mac'u. W uczelni kończyłyśmy zajęcia o 16:10, a na 19:00 byłyśmy umówione z radiowcami z radia uczelnianego żeby zrobić im zdjęcia do plakatu. Nie opłacało nam się wracać do domu, więc poszłyśmy sobie zjeść ;). Tym razem Lunisko podjadało hamburgery :P.





Ostatnio się trochę u mnie działo... Zepsuło mi się auto, więc do uczelni musiałam jechać autobusem. Sytuacja miała miejsce we środę (07.03.2018 r.). Jakaś kobieta z dzieckiem w spacerówce chciała wysiąść, akurat ją przepuszczałam kiedy autobus gwałtownie zahamował. Okazało się, że jakiś samochód zajechał autobusowi drogę na światłach na skrzyżowaniu. Wszyscy na siebie powpadali, jednej kobiecie wózek na zakupy się połamał, ta z dzieckiem w spacerówce prawie się przewróciła, dziecku na szczęście nic się nie stało. Kierowca zatrzymał autobus, wysiadł z kabiny i poszedł zobaczyć czy wszystko w porządku... Oczywiście byli i tacy, którzy mieli wąty do kierowcy, a przecież to nie była jego wina... Gdyby nie zahamował, to uderzyłby w auto. Natomiast wczoraj (08.03.2018 r.) miała miejsce inna nieprzyjemna sytuacja... Mamy w domu piec na gaz drzewny. Do jego zasilenia potrzebny jest prąd. Gdy nie ma prądu, trzeba gasić w piecu, bo może wywalić wodę w rurach, a także może dojść do wybuchu pieca. Wczoraj, będąc w uczelni, dzwoni do mnie Harry, że jest w trakcie wygaszania w piecu, bo prądu nie ma i zdążyło już wodę wywalić z rur... Mówię, żeby do mamy dzwonił (mama była w pracy). Później napisałam do niego SMS-a, czy wszystko w porządku. Powiedział, że tak. W piecu wygaszone i stygnie. Myślę sobie, że super, że się udało i nic więcej się raczej złego nie stało... Ale po chwili znów dostaje telefon i Harry mówi do mnie, że w budynku na przeciwko jest prąd i nie słychać agregatu (mieszkamy na przeciwko dostawcy internetu, który musi mieć stały dostęp do prądu, więc jak go (prądu) nie ma to włącza się tam agregat, który jest dość głośny). Zadzwonił też do swojego brata, żeby zapytać, czy u niego jest prąd. No jest. Więc coś tu nie gra, żeby tylko u nas prądu nie było... Korki w domu wszystkie powłączane, a prądu nie ma... Ale Harry postanowił zobaczyć główny włącznik, który jest w skrzynce na dworze. Okazało się, że jest wyłączony. Ktoś tam musiał grzebać i wyłączył nam prąd. Może będzie widać na monitoringu od dostawcy, kto to zrobił, bo raczej główny wyłącznik sam by się nie wyłączył. Mam nadzieję tylko, że piec się przez to nie zepsuł, bo taka możliwość też może być.